sobota, 26 grudnia 2015

Bądź mym światłem


Tytuł: Bądź mym światłem
Pairing: bobbin (Bobby x Hanbin)
Rodzaj: świąteczny krótki fluff

Od autorki: Ficzek pisany dla Maczin, kc bae! Wesołych Świąt~ Mimo że spóźniony prezent to i tak ważny, liczy się gest. Radzę ci  przygotować chusteczki, bo znając życie, zapłaczesz się z feelsów.



Miłość jest jak światło – istnieje w każdej chwili


23.12. 2014, Seul

Drogi Hanbinie,
                Mam Ci dużo do powiedzenia, ale przyznam się bez bicia, że osobiście to ja się wstydzę. Niby wyglądam na pewnego siebie faceta, ale jeżeli chodzi o uczucia, to mam z tym ogromny problem. Zacznę więc od tego, że chcę życzyć Ci Wesołych Świąt, pewnie wraz z rodziną szykujecie właśnie wigilijną kolację, a teraz zrobiłeś sobie przerwę, by przeczytać list, który ode mnie dostałeś wraz z pudełkiem świeczek zapachowych. Ja wiem, mało to romantyczne, ale co ja poradzę, że to mi się z tobą kojarzy? Ahhh, co ze mnie za romantyk.
                Jesteś bliższy mojemu sercu, bardziej niż lewe płuco. Od kiedy Cię poznałem, nie jestem w stanie myśleć o niczym innym jak o Tobie. O Twoich cudownych ustach, niesamowitym spojrzeniu, pięknym głosie… Masz idealne ciało. Ale to co najbardziej w Tobie uwielbiam to dusza. Jest piękna, nieskazitelna…. Mam całą szafę słów, a nie umiem ubrać własnych myśli, przychodzi mi to z wielkim trudem. Codzienne wracając do domu, układam sobie w głowie, co chcę ci powiedzieć, ale teraz nie jestem w stanie zebrać tego w jednolitą całość. Już mnie boli ręka od pisania, a nie zapisałem nawet pół kartki.
                Poznając Ciebie, nie spodziewałem się obrotu spraw w ten sposób. Przewróciłeś mój świat o sto osiemdziesiąt stopni. Pamiętaj, że będę Cię wspierać w każdej sytuacji. Z początku myślałem, że przesadzasz, bo jak można aż tak bardzo bać się ciemności? Ale to ja byłem niepoważny, śmiejąc się z tego, gdy ty prawie odchodziłeś od zmysłów, gdy ściemniało się, a my byliśmy na spacerze w parku, gdzie oświetlenie było niewielkie. Oh… Pamiętam jak wtedy wtulałeś się w moje ramię, szepcząc jak bardzo przerażająca jest ta ciemność. To było na swój sposób urocze, mogłem Cię objąć, a ty nie miałeś nic przeciwko.  Teraz już wiem, z jakim problemem zmagasz się całe życie. Dziękuję, że otworzyłeś się przede mną i wyznałeś prawdę. Nigdy już po tym nie zaśmiałem się, gdy ty zacząłeś panikować, kiedy zabrano prąd, a my siedzieliśmy u Ciebie w pokoju. Wtedy myślałem o tym, by po prostu zająć czymś Twoją głowę, żebyś wiedział, że jestem tu i będę wspierać w każdej sytuacji.
                Z przykrością muszę przejść do tej smutnej części listu. Niezmiernie mi przykro z powodu, że nie spędzamy razem świąt, a mogliśmy… Niestety dobrze wiesz, że moja rodzina nie mieszka ze mną i muszę wybrać się do USA. Wiem, że nadal źle Ci z tego powodu, tak samo jak mi. Przepraszam… Za rok obiecuję Ci, że będziemy razem przygotowywać wigilijną kolację. A Twoja rodzina… Wiadomo jakby zareagowała na to, że przyprowadziłeś kogoś takiego jak ja. Proszę, nie złość się już więcej na mnie. Obiecuję poprawę. Oczekuj pierwszej gwiazdki i kolędników pod drzwiami.
~Twój Ji Won

Taa… Ten list tylko pogorszył samopoczucie Hanbina, który w ogóle nie był zadowolony z tego rodzinnego świętowania. Co roku, kurwa, to samo. Jego rodzina nie była wierząca tylko od święta, tu chodziło się co tydzień do kościoła, modliło i tak dalej. Chłopakowi aż tak to nie przeszkadzało, chociaż on należał do tych osób, które były leniwe i nie chciało mu się za wiele robić w tej kwestii. W dodatku te rodzinne spięcia i stresy przed Bożym Narodzeniem, nic tylko usiąść i płakać. Nie widział w tym sensu, skoro co chwilę każdy z każdym się kłócił, po czym udawał przy Wigilii, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Hipokryzja!
Westchnął ciężko, składając list i wkładając go z powrotem do czerwonej koperty. Teraz to rzeczywiście naszła go ochota na ryk. Chciał spędzić ten czas z Jiwonem, chociażby go zobaczyć, ale co niby miałby powiedzieć rodzicom? Chrześcijańska rodzina z pewnością by nie przyjęła do wiadomości faktu, że on umawia się z innym chłopakiem, zero zrozumienia. Na bank byli homofonami. I dodatkowo przecież Jiwon już był w Stanach, rano miał samolot, nawet nie chciał, by Hanbin go tam odwiózł, poza tym nie miał też jak wyrwać się z domu.
Stał na schodach, było cholernie zimno, śnieg na szczęście nie padał, ale było go pełno wokół. Pod płotem młodsze kuzynostwo nawet zrobiło bałwanka, uroczo. Spojrzał na niebo, powoli zaczynało robić się ciemno.
- Uhh.. Chciałbym przestać się bać. Tyle razy próbowałem już… - Nie dokończył zdania, słysząc jak woła go mama. I znowu trzeba w czymś pomóc, a potem i tak dostać opierdol.  Przetarł oczy, wracając do środka.

Gdy na dobre się ściemniło, a wszystko było dopięte na ostatni guzik, była jeszcze chwila, by zasiąść do stołu, Hanbin usiadł na ogromnym brązowym skórzanym fotelu, z głupio mając nadzieję, że jego chłopak zadzwoni do niego, by chociażby złożyć denne życzenia. Nie wiedział, czy może zadzwonić do Jiwona, nie chciał przeszkadzać. Tamten nie widział się od dłuższego czasu z rodziną, więc zrozumiałe, że całą uwagę poświęcał im, a nie jemu. Cóż…
Rozległo się pukanie do drzwi, a na złość każdy miał inne zajęcie i nikt nie mógł otworzyć. On nie zamierzał, było już ciemno…
- Hanbin, idź zobacz kto to, skoro siedzisz tylko w tym telefonie.
SORRY, ROBIĘ WAŻNĄ RZECZ W TEJ CHWILI, MAMO – krzyknął w myślach, wiedząc, że nie ma sensu się z nią kłócić, miał dość jej krzyków od rana. Wstał, czując jak zaczyna bić mu serce. Każdy mógłby pomyśleć, że chłopak robi tylko niepotrzebny problem. Każdy, kto nie miał styczności z nyktofobią, czyli wręcz panicznym lękiem przed ciemnością. Złapał drżącą dłonią za klamkę, mając nadzieję, że ta osoba, która pukała już dawno sobie poszła, bo Hanbin nie śpieszył się z podejściem do drzwi.
Światło wykrywające ruch na zewnątrz nadal się paliło, uhh… Przynajmniej nie jest aż tak ciemno. A powitał go… Napis na dużym brystoli
„MERRY CHRISTMAS”

Chłopak nie wiedział, co ma o tym myśleć, ale po chwili zza nie pokazała się para oczu. Serce mu na moment stanęło.
- Jiwon? – Szepnął zaskoczony – Co ty tu… Nie powinno cię tu być! Boże… Jiwon. Ten tylko uśmiechnął się do niego, przykładając sobie palec do ust, każąc mu być cicho. Młodszy zamknął za sobą drzwi, czując jak jest zimno… A jego chłopak tak po prostu stał przed nim w słodkim świątecznym sweterku z reniferkami, trzymając w dłoniach plik brystoli, na których widniały inne zdania. Zauważył, że samochód starszego był zaparkowany na podjeździe. – Ji… - Zaraz zamilkł, przybysz zaczął pokazywać po jednej kartce.
„Powiedz, że to kolędnicy”

„Spójrz w niebo”

„Jest pierwsza gwiazdka”

„Pora na prezent”

Jinwon uśmiechnął się nieśmiało do niego.

„Nie mogłem cię tak po prostu zostawić”

„Jedynym słusznym rozwiązaniem było przyjechanie tutaj”

„I wyznanie ci”

„że”

„czuję ucisk w brzuchu”

„za każdym razem, gdy myślę o tobie”

„To jakby stado bizonków mi tam biegało”

„To piękne uczucie”

Hanbin z szeroko otwartymi oczami czytał to, co chłopak pokazywał. Z każdym zdaniem czuł, jakby miał się rozpłynąć. Dopiero teraz spostrzegł, że obok jego stóp pali się kilka świeczek zapachowych.
„Dajesz wiarę?”

„Jestem tutaj”

„bo”

„Kocham cię”

„I będę kochać nawet jak już będziesz stary i paskudny”

Na to Bin zaśmiał się cicho, zakrywając usta dłonią, kręcąc głową z niedowierzaniem.

„Chcę być twoim światłem”

„które będzie palić się zawsze”

„Nie tak, jak te świeczki, które pewnie zaraz zdmuchnie wiatr”

„Widzisz, one znikną, a ja pozostanę”

„Twoja miłość sprawia, że”

„mój płomień nigdy nie zgaśnie”

„Będę świecić coraz jaśniej.”


Poczuł, jak słonie, ciepłe krople spływają mu po policzkach. Ten chłopak był istnym wariatem! Ktoś tam na górze wysłuchał jego prośby i sprawił, że ON zjawił się przy nim. Przygryzł swoje usta, nie potrafiąc powstrzymać wzruszenia. Nie zważając na świeczki, rzucił się na niego, wtulając mocno i zaczynając cicho płakać mu w ten sweterek.
- Jiwon… jesteś durny. Też cię kocham, rozumiesz? Dziękuję ci, że jesteś… że rzuciłeś wszystko, byleby się tu zjawić. Nie musiałeś, ale… ale – łkał cicho. Spojrzał mu w oczy, widząc i tam łzy. – Nie płacz – uśmiechnął się do niego zapłakany, ale szczęśliwy. Pocałował go czule, trzymając się kurczowo jego ramion. – Świeć mi, dopóki ja sam nie zgasnę. – Szepnął mu w usta, czując, że tegoroczne święta będą najlepszym wspomnieniem.
Warto mieć nawet i głupią nadzieję. W święta wszystko jest możliwe. Taka magia.

środa, 23 września 2015

Z pamiętnika Jimina

Tytuł: Z pamiętnika Jimina
Pairing: yoonmin (Jimin x Yoongi)
Rodzaj: fluff



Date: 23.08.15, Seul


No ja nie wiem. Mam pewien problem, a jest nim Min Yoongi. Myślałem, że on w ogóle nie jest romantyczny, a tu chuja. Jak Bejb czegoś chce, to się postara. Kurczę, nie dość, że zabrał mnie na najlepszą randkę, jaką mogłem mieć, to i powiedział mi zbyt dużo, co zrobiło mi mętlik w głowie. Sam wszystko zrobił. 
Z początku sam w to nie wierzyłem, że ja się z nim umówiłem (no drugi raz już, ale poprzedni to był tylko wypad na festyn, który organizowano na rynku). Powtarzałem mu, pisałem miliony esemesów, że ma po mnie nie przychodzić, że powinniśmy umówić się w jakimś bezpieczniejszym miejscu. Co jak co, ale mój kochany starszy braciszek Jin nie musiał wiedzieć z kim ja się spotykam. Niech nadal żyje w niewiedzy, że wyrywam panienki. Stałem przy lustrze i układałem sobie włosy, gdy (kłócąc się już z Jinkiem. On jest po prostu głupi) ktoś zapukał do drzwi. A było jeszcze trochę czasu do spotkania, ale cóż. Min Yoongi musiał tutaj przyłazić osobiście :)) W dodatku dał bukiecik białych kwiatów. No dobra, mogłem się spodziewać, bo ostatnim razem wytknąłem mu, że wolę kwiaty zamiast cukierków, ale ja żartowałem! Opierdoliłem go za to, że się nie posłuchał i przyszedł.. Ale się tym nawet nie przejął. Zostawiłem kwiaty w domu, bo po cholerę mam je nosić. Szczęście, że Jin siedział u siebie w pokoju. Uhh…
W niewielkiej, przytulnej kawiarni rozmawialiśmy o planach na przyszłość. Gdzie ja tylko wiem, że chcę iść do wojska, spędzić tam długi czas, poznać sam siebie i być pomocą dla kraju. A on: „Pytasz o plany na przyszłość niezwiązane, czy związane z tobą?” No ja proszę… Zatkało mnie. Nie wiedziałem, co mam mu odpowiedzieć. Nie planowałem z nim nic, nie widziałem, go w swojej przyszłości… Nigdy nie patrzyłem bardzo do przodu, a Yoongi mnie zaskoczył. I to miło. Aż po powrocie do domu zacząłem się zastanawiać nad jego słowami.
Potem poszliśmy do studia, gdzie on nagrywał i pracował nad swoją płytą, tam kazał mi usiąść na fotelu i założył jakieś mega duże słuchawki na uszy, po czym poszedł za tą śmieszną szybę i co… On zaśpiewał i zagrał na gitarze. Zagrał dobrze, palce też najwidoczniej ma bardzo sprawne (ojj coś o tym wiem więcej… fuck ._.), ale nadal nie uważam, że jest jakoś wybitnie uzdolniony jeżeli chodzi o śpiew. Ale liczą się starania, prawda? Oniemiałem z wrażenia, że ten postanowił zrobić właśnie coś takiego. Czułem się… doceniony. Jakby on znał moją wartość. Odwdzięczyłem mu się, również dla niego coś śpiewając. Nawet nie wiedziałem, że on mnie nagrał, myślałem, że z tym żartował. No ja przynajmniej potrafię śpiewać!
Suga potrafi gotować, jest w tym mistrzem, ale w żywe oczy mu tego nie powiem. Przygotował kolację na dachu swojej kamienicy. Wszystko było idealne. Same dania miały to coś w sobie, że smakowały jak nigdy dotąd. Może to dlatego, że większości nigdy nie miałem, a może po prostu magia randki? Było fantastycznie. Nie spodziewałem się.
Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek pójdę z nim na randkę, serio… Ale nie żałuję. Warto było. Dzięki, Yoongi hyung~

Na końcu obiecał mi, że zaprosi mnie do swojego łóżka. Skorzystałem z propozycji.

środa, 8 lipca 2015

Fuck me teacher




Tytuł: Fuck me teacher
Pairing: yoonmin (Jimin x Suga)
Rodzaj: smutt

Park Jimin jest nauczycielem biologii w liceum, ciężka praca, poza tym tak dużo się nie zarabiało, jak to ludzie mówili. Nieubłaganie zbliżał się koniec roku szkolnego, a co za tym idzie? Latanie, bieganie za nauczycielami i poprawianie ocen na lepszy stopień (albo chociaż by zdać do następnej klasy) lub by podwyższyć ocenę, bo brakuje do lepszego świadectwa. Taką osobą był Min Yoongi, który w tym roku kończył tę szkołę i miał aspiracje na dobre studia.
I musiał porozmawiać z profesorem od biologii. Poprawił swoje mankiety czerwonej koszuli w kratę i zapukał do drzwi sali biologicznej, niepewnie do niej wchodząc. Ukłonił się, widząc pana Park siedzącego przy biurku i pewnie sprawdzającego kolejne sprawdziany na zaliczenie.
Yoongi czuł się okropnie z tym, że będzie musiał się przed nim płaszczyć i prosić o durną ocenę do durnego świadectwa. Gdyby nie fakt, że planował być chirurgiem z pewnością by go tu teraz nie było. Serce zaczęło mu bić mocniej, gdy zbliżał się do niego.
- Profesorze Park – Odezwał się lekko drżącym głosem, a ten rzucił mu spojrzenie typu ‘człowieku, czego ty chcesz, widzisz, że jestem zajęty’, ale po chwili na twarzy nauczyciela zawitał słaby, prawie niedostrzegalny uśmiech.
- Co cię do mnie sprowadza, Yoongi? – Uczeń mógłby przysiąc, że wypowiedział jego imię w taki sposób, że aż mu się przez to słabo zrobiło. Dlaczego?
- Bo ja… - zająkał się, uciekając od niego wzrokiem, ściskając mocniej pasek swojej torby.
- Też chcesz poprawić ocenę? Nie sądzę, żebym mówił ci, że jesteś zagrożony z biologii. – Na te słowa Yoongi pokręcił głową.
- Zależy mi na lepszej ocenie, bo chcę mieć zadowalające mnie świadectwo – nieśmiało uśmiechnął się do nauczyciela – Dlatego chcę zaliczyć coś, by mógł pan uznać, że mnie stać na wyższy stopień - zaraz posmutniał, dochodząc do wniosku, że to był idiotyczny pomysł.
„Min Yoongi, ty debilu” przeszło mu przez myśl.
Jimin poprawił ostatni arkusz, podpisał się i odsunął wszystko na bok.
- To niemożliwe. Myślisz, że ja mam czas siedzieć tutaj, czy w domu i sprawdzać te wasze wszystkie nic nie warte poprawki?
- Proszę pana… - Nie mógł się tak łatwo poddać. Usiadł przy ławce naprzeciw Parka, cały drżał. Miał ochotę się rozpłakać.
- Nie. Daruj sobie.
- Ja muszę mieć lepszą ocenę. Chcę iść na studia medyczne, by zostać chirurgiem. Muszę… Mnie stać! Naprawdę! Niech mi pan uwierzy! Brakuje mi do świadectwa, by dostać wyróżnienie, a tylko do pana mogłem przyjść i cokolwiek zdziałać. – Zaczął nerwowo wyrzucać z siebie swoje myśli. – Jestem ambitny, zawsze pan mi to mówił na lekcji – Wstał, opierając się rękoma o biurko. W jego oczach zabłysła determinacja i pewność siebie. Wbił wzrok w nauczyciela, wiedząc, że nie jest to zbyt stosowne. Czekał na jakieś słowa. Cokolwiek.
Zadziwiające jak szybko może zmienić się Min Yoongi, gdy mu na czymś zależy.
Jimin westchnął. No może warto zrobić dla niego wyjątek?
- Zgoda. Wiem, że jesteś pracowitym chłopakiem i widać, że ci zależy. – Oczy młodego ucznia wyglądały teraz jak pięć złoty.
„YAAAAAAAS” wewnętrzny głos ucznia zawył z radości. Uśmiechnął się szerzej.
- Musisz odbyć praktyki, by zaliczyć co trzeba.
Co? Jest praktycznie koniec roku, to jak możliwe będą praktyki? Nie ma na to czasu. W życiu! Min spojrzał na profesora, mając pytający wyraz twarzy. Park westchnął.
- Pamiętam, że kiepsko szła ci budowa narządów rozrodczych. Nie wiem, czym to było spowodowane, ale żeby nie wiedzieć, z czego sam ty się składasz? – Zaśmiał się, a Yoongi przełknął ślinę. – Klucz jest w drzwiach. Idź i je zamknij. Pokażę ci wtedy, co powinieneś umieć.
On chyba sobie żartuje…
Chcąc nie chcąc młodszy wstał i zrobi to, o co był poproszony. Zaraz wrócił na miejsce.
- Co teraz? – Zapytał nieśmiało, tak cicho, że ledwo Jimin go usłyszał. Profesor wysunął się na swoim krześle na kółkach spod biurka.
- Podejdź.
Yoongi wstał. Zrobiło mu się tak gorąco, że myślał, że zaraz się roztopi w tej klasie. Odłożył torbę na podłogę. Duszo… Podszedł, wiedząc, czego może się spodziewać.
„To nie ja będę zaliczać, tylko on! W co ja się wpakowałem.”
Chłopak był zbyt ambitny i za bardzo zależało mu na dobrej ocenie.
Na twarzy Jimina zawitał tajemniczy uśmiech.
- Istnieje szeroko rozpowszechnione przekonanie, iż długość penisa u mężczyzny ma bezpośredni związek z jego sprawnością seksualną oraz satysfakcją partnerki podczas stosunku płciowego. Prawda, Yoongi? Powiedz mi, czym jest erekcja.
- To wzwód penisa. – No to przecież wiadome, hellou. Czuł, że zaczyna się tu dziać coś niedobrego. Nigdy by nie pomyślał o tym, że Park Jimin jest takim… Ugh. Sam siebie nie rozumiał, dlaczego jeszcze tu siedzi i nie spierdolił gdy był przy drzwiach.
„Bo chcesz mieć najlepsze świadectwo, deklu”
Nauczyciel poluzował swój czarny krawat na białej koszuli i zdjął z nosa okulary, odkładając je na biurko i spojrzał mu perwersyjnie w oczy. Przytaknął.
- Klękaj.
- C-co?!
- Pokażę ci.
Padł na kolana, prawie je sobie obił. Okej, spokojnie… Musisz mu obciągnąć i nic więcej. Jakbyś nigdy tego nie robił, Yoongi. Wiesz co trzeba uczynić. Jimin złapał go za nadgarstek i przyłożył rękę chłopaka do swojego krocza. Zaczął poruszać nią, aż w końcu Min załapał.
- Och, chyba jednak znasz się na rzeczy. – Poklepał go po policzku, uśmiechając się, na co policzki młodego zareagowały i zaróżowiły się. Odpiął guzik i rozpiął mu rozporek, czując jak penis rośnie. Jeżeli tylko tyle, by zaliczyć… To warto. Wsunął rękę do środka, masując przez materiał bokserek mini Jimina, by po chwili go wyjąć i złapać całego w dłoń. Zaczął poruszać nią w górę i w dół, na co pan profesor cicho westchnął i pochwalił swojego ucznia za dobre zachowanie. Wręcz perfekcyjne dla niego. Yoongi oblizał swoje usta i nachylił się, chcąc wziąć go do buzi. Spojrzał na nauczyciela. Z tej perspektywy wyglądał seksownie. W sumie z innej też.
- Żołądź. Glans penis. – Powiedział Park, zanim ten go w końcu wziął do ust, zaraz po tym poruszył biodrami. – Teraz tylko weź cały trzon prącia do ust.
Min położył swoje dłonie na udach tamtego, zaczynając poruszać głową w górę i w dół przy akompaniamencie westchnień Jimina, który co jakiś czas tłumaczył mu budowę penisa bardzo szczegółowo. Yoongi zassał się na samym czubku, pragnąć, by ten facet w końcu się zamknął, bo to go bardzo krępowało, ale wiedział, że tak nie będzie. Przejechał językiem po całej długości, wracając zaraz do obciągania. Używał sporej ilości śliny, ale wstyd mu było spojrzeć w oczy swojego profesora biologii. I tak więcej go nie zobaczy! Przyspieszył swoje ruchy, wtedy też i Park wychodził co jakiś czas naprzeciw ustom ucznia, wzdychając i sapiąc nieco głośniej. Zaraz za wargami poruszała się jedna ręka chłopaka, co jakiś czas ściskając ją na penisie. Język doskonale sprawdzał się przy obciąganiu, co było widać po rozanielonej twarzy starszego. Było mu błogo, a myśl, że dobrze robi mu jego własny uczeń tym bardziej dodawała do tej sytuacji pikanterii.
- Mmmhhmm… Yoongi… - Jimin oblizał swoje usta, czując, że zaczyna szczytować. Wplątał palce we włosy młodszego, szarpiąc je i sam poruszał jego głową, często go pociągając, aż do chwili, gdy doszedł mu obficie w usta. Min dzielnie połknął wszystko, wycierając wierzchem dłoni swoje usta.
- Zaliczone, Min Yoongi.

czwartek, 11 czerwca 2015

Z pamiętnika hyunga

Napisałam to opowiadanie z okazji urodzin @sparklingmintaj
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, wiesz ile znaczyło dla mnie napisanie tego ff, luv ya skarbeńku! :3


Tytuł: Z pamiętnika hyunga
Rodzaj: fluff
Pairing: vhope
Opis: dużo miłości, masła w oczach i hołubienia!



  Cześć, jestem Hoseok. Skradziono mi serce. Tak naprawdę to nie wiem, kiedy to się stało. BANG BANG i po sprawie. Jesteśmy razem od początku, chociaż nie mam pojęcia, który to już dzień naszego związku. Dawno tu nie pisałem, ups. Nie widziałem potrzeby.
Jest dobrze. Nawet bardzo. Nigdy nie przypuszczałbym, że spotka mnie aż takie szczęście. Nauczyłem się stawiać maszty, kehehe! Mam się kim zajmować. Ba, otrzymałem podwójne szczęście, od kiedy Taehyung uratował Sunshine. Pamiętam ten dzień jak dziś. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej troski w jego oczach. Nie mogłem mu odmówić, gdy poprosił, by wziąć ją do domu. Poza tym była taka wychudzona, przestraszona, ale jednak nadal urocza T^T. Widząc determinację jaka obudziła się w skarbeńku, miałem wrażenie, że być może wyglądałem tak samo, gdy to ja postanowiłem wziąć jego pod swój dach. I jak go tu nie kochać? Pozwoliłem mu zająć się szczeniakiem, sam nie pomagając, chociaż bardzo mnie kusiło, ale wiedziałem, że wiele satysfakcji daje mu ta opieka… ah.
   W miłości chodzi o to, by wzajemnie dawać sobie radość, wspierać się i kochać. Uwielbiam go hołubić – jedyna rzecz, którą mógłbym robić wciąż i wciąż. Z początku myślałem, że Taehyung będzie dla mnie kimś w rodzaju młodszego brata, którym będę mógł się zająć, nakarmić i pomóc. Jakże się myliłem.
   Jest 1:12, a ja siedzę i piszę, nie mogę się powstrzymać przed ciągłym zerkaniem na niego. Śpi spokojnie, wtulony w Sunshine, która rośnie nam w oczach. Już nie jest taką małą białą i puchatą kuleczką, za to dużą córeczką, którą obaj bardzo kochamy i nie chcemy stracić.
   Tak naprawdę to od godziny już się nie uczę. Bii czekał cierpliwie, aż skończę, ale poległ. Sen go dopadł jak mnie jego miłość. Za to hyung może teraz wgapiać się w niego ile wlezie~
Jest piękny. Jak można mieć tak przystojną twarz, a zarazem uroczą? T^T TYLKO KIM TAEHYUNG. Patrząc na nasze wspólne zdjęcie, zastanawiam się, co ja bym bez niego zrobił. Być może aktualnie siedziałbym z Jiminem w klubie i bawił się w najlepsze, dopijając kolejne piwo. Ale ten też się zmienił, nie mówię, że jakoś specjalnie bardzo, ale inaczej się uśmiecha, gdy spogląda w telefon, odczytując wiadomość i zaraz odpisując. Może w końcu ten dureń poznał kogoś i chce mieć dziewczynę na poważnie. Mi tylko powiedział, że zna fajną rudą dziwkę i chciał mi ją polecić. Jaki z niego kutas… No fun, Jimin, no fun.
   Czasami trzeba przelać myśli na papier. Nie żebym tego potrzebował, ale tak jakoś mnie naszło.
   Ugh, słyszę, że sąsiedzi na górze znowu spać nie mogą… A ja powinienem, jeżeli chcę jutro rano wstać i pójść na ten egzamin, do którego tak bardzo próbowałem się uczyć. 


Poświęćmy chwilę na to, by przyjrzeć się, w jaki niepowtarzalny sposób Hoseok patrzy na Taehyunga.

środa, 29 kwietnia 2015

I'm not afraid.





Rodzaj: angst, AU, hurt/comfort, fluff
Pairing: sekai/ sukai
Rozdział: 1/2
Jongin nie mógł wybaczyć sobie tego, że pozwolił Sehunowi wybrać się na wakacje do dziadków…

Akt I, scena pierwsza, a zarazem ostatnia
Dostałem bukiet tych kwiatów, podziękuj światu
Wcale nie chciałem ich, rozumiesz? Nie wiedziałem od razu…

Bułka. To było pierwsze o czym pomyślałeś wracając z zajęć. Od rana nic nie jadłeś, a byłeś cholernie głodny, a z racji tego, że była już szesnasta, zaszedłeś jak co dzień do budki z kurczakiem, która znajdowała się niedaleko twojego uniwersytetu. Byłeś stałym klientem, więc miła pani, która tam pracowała, od razu miała dla ciebie przygotowane to, co zawsze bierzesz. Rozkoszując się pogodą, która była cudowna i jedząc swoją bułkę z mięsem, złapał cię deszcz w dość nietrafnej chwili, bo nie posiadałeś nic, co mogłoby uchronić twoje włosy przed zmoknięciem. Niestety byłeś zmuszony odwiedzić swojego chłopaka w takim a nie innym stanie.
Właśnie.
Oh Sehun.
Nietypowy chłopak. Każdego dnia dziękowałeś Bogu, że posiadasz kogoś takiego, jak on. Może to przez ogromną miłość, którą go obdarzałeś, ale nie widziałeś w nim zbyt wielu wad, a jeśli już takowe się znalazły, to były mało znaczące i z pewnością nie zaingerowałyby w wasz cudowny związek do tego stopnia,  by go zniszczyć. Zbyt wiele już dla siebie obaj znaczyliście, żeby teraz wszystko poprzez jedno krótkie machnięcie ręki, zaprzepaścić. W końcu trzy lata robią swoje, racja?
Sehun był dość specyficzną osobą. I pod względem wyglądu, jak i zachowania, ale o tym potem. Dla ciebie wyglądał jak anioł zesłany z nieba, by kierować dusze na właściwą drogę. Twoją duszę.
Miał nieziemski uśmiech, który był jak wirus i lekarstwo w jednym.  Zarażał innych, szczególnie ciebie i leczył, a widać to było w oczach patrzącego. Oczy miał podobne do twoich, ale tliło się w nich troszkę więcej chęci do życia, były niczym gorąca czekolada, bo sprawiały, że w twoim sercu gościło nieopisane ciepło. Spojrzenie miał łagodne, ale głębokie, w policzkach te urocze dołeczki, przez które odpływałeś w bezkresną krainę miłości.
Podziwiałeś jego miłość do kwiatów, wiedziałeś, że w przyszłości będzie świetnym florystą. Miał do tego fachową rękę. Uwielbiał grzebać w ziemi, sadzić roślinki, pielęgnować je, patrzeć jak rosną i rozkwitają na jego oczach. Nie bez powodu studiował architekturę krajobrazu, bo potrafił też świetnie rysować, co w tym zawodzie też się liczyło. Ciągle narzekał jak to jego wykładowczyni od roślin ozdobnych czepia się o najgłupsze szczegóły, jednakże była wyrozumiałą kobietą, przez co i ty nawet ją lubiłeś, mimo że nie znałeś i nawet nie widziałeś na oczy. Cóż, jego słowa ci zawsze wystarczały. No i uśmiech. Wtedy wiedziałeś, że zależy ci ogromnie na tym chłopaku.
Niestety miałeś z nim tez niejaki problem. Sehun odczuwał wszystkie możliwe emocje… oprócz strachu. W przeszłości przeszedł chorobę, której skutkiem było zniszczenie w pewnym stopniu ciała migdałowatego, co przyczyniło się do tego, że teraz dla niego strach jest czymś naprawdę obcym. Ta część mózgu odpowiada właśnie za lęk – ale w przypadku zwierząt i jak widać w przypadku Sehuna jest tak samo. No cóż, dlatego jest specyficzną osobą.
Nie reaguje on na nic, co powinno u normalnego człowieka wywołać strach, przez co nie jest w stanie rozpoznać i uniknąć niebezpieczeństwa. Aż dziw, że on jeszcze żyje…
Byłeś cały czas ciągany na jakieś dalekie wycieczki, skoki na bungee i inne rzeczy, przez które no praktycznie, bądźmy szczerzy, chciałeś szczać w gacie.
Żałowałeś, że twój ulubiony (i jedyny) niebieski parasol został gdzieś u Sehuna, bo teraz by ci się na pewno przydał. Dotarłeś jakimś cudem pod jego dom, ciesząc się na ganku, że deszcz powoli ustępował, a ty nie miałeś już z nim styczności. Cały przemoczony zapukałeś i wszedłeś do środka, obejmując sam siebie, bo było ci okropnie zimno. Ukłoniłeś się, widząc mamę swojego chłopaka w kuchni.
- Dzień dobry - odezwałeś się, a kobieta przywitała cię uśmiechem.
- Jest w szklarni - uprzedziła twoje pytanie, dotyczące tego, gdzie jest Sehun. Uh... Czyli znów byłeś zmuszony iść w deszczu... No nic.
- Proszę, oto pański bukiet kwiatów. - Usłyszałeś głos ojca twojego ukochanego, wchodząc do szklarni. Kwiaty to był ich rodzinny biznes, wiec nie dziwne, że twój Sehunnie z pasją oddawał się tej pracy, skoro od małego w tym siedział. Minął cię jakiś mężczyzna w płaszczu, który trzymał w jednej ręce bukiet, a w drugiej parasol, którym chronił się pewnie zanim tu przyszedł przed deszczem. Minąłeś się z nim tak szybko, że nie zdążyłeś sie ukłonić lub cokolwiek do niego powiedzieć.  Jedynie co, to poczułeś intensywny zapach lawendy. Mogłeś się założyć, że ten bukiet, zakupiony przez tego mężczyznę z parasolem na pewno wykonał twój chłopak. Chwila… Czy to był niebieski parasol? Odwróciłeś się, ale nie zobaczyłeś już nikogo za sobą. Pewnie ci się przywidziało. Wchodząc w głąb pomieszczenia, zacząłeś rozglądać się za swoją zgubą i zauważyłeś go przy jednym stoliku, gdzie pracował. Podszedłeś do niego i zajrzałeś przez ramię. Miał przed sobą paletę, w której rosły pojedynczo malutkie zioła, a on to przesadzał do większych doniczek.
- Co robisz?
- Pikuję. O Boże... Cześć Jongin! - Zaskoczony twoją nagłą obecnością, uniósł ręce, na których miał rękawiczki, do góry, mając w jednej patyk, który był zaostrzony z jednej strony. Uśmiechnął się do ciebie. - Nie strasz...
- Przecież ty się nie boisz.
- Co nie znaczy, że nie mogę być zdziwiony twoimi odwiedzinami. – Zaśmiał się krótko. -  Jesteś cały mokry! Co sie stało?
- Złapał mnie deszcz.
Sehun westchnął z uśmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Wybacz, ale nie przywitam się jak należy, bo jestem cały brudny.
- Nie powinieneś się tak przemęczać. - Dałeś mu buziaka w policzek - Pewnie od razu po zajęciach tu przyszedłeś. – Stwierdziłeś trochę z wyrzutem. Nie lubiłeś, gdy on tak się przepracowywał. Wiedziałeś jak męczące jest siedzenie na uczelni od rana, a potem żeby coś jeszcze zrobić, to było ciężko. Przecież Sehun teraz ma też prace w terenie, wiec nie tylko w domu grzebał w ziemi…
- Wolę być tutaj, niż nudzić się w domu. – Wzruszył ramionami, wracając do poprzedniego zajęcia. – Usiądź, ja zaraz skończę i możemy pójść. – Po chwili dodał, kiedy ty bez pytania zacząłeś przechadzać się wolnym krokiem po szklarni, podziwiając kwiaty.
Sehun miał już to zboczenie zawodowe, że nawet miałeś czasem (często!) utrudnione spacery, gdyż chłopak widząc jakąś roślinę, nieważne czy to był kwiat, krzew lub drzewo, musiał podejść i dotknąć, żeby się upewnić, że „TO JEST ABIES ALBA A NIE ABIES KOREANA”. Wtedy zwykle uśmiechałeś się, ciesząc się z takiego śmiesznego zachowania. Cały czas strzelał systematyką roślin. Łacinę miał już chyba wpojoną.
Zauważyłeś twoje ulubione zioła – mięty, więc podszedłeś tam. Zerwałeś jeden listek mięty cytrynowej, potarłeś go i powąchałeś. Dzięki młodszemu potrafiłeś rozróżnić co nieco, więc byłeś mu wdzięczny. Ta była doskonała do lemoniady, ze względu na silny zapach cytryny. Spostrzegłeś jakąś inną, ciemniejszą na łodygach o liściach jajowatych. Wcześniej jej tu nie widziałeś…
- Mentha piperita Chocolate – usłyszałeś za sobą. – Mięta czekoladowa. - Ten już zaczyna.
- Tak, tak. Rodzina Lamiaceae - jasnotowate. Twoja nauka nie idzie w las. –  Wyjaśniłeś i posłałeś mu swój uroczy uśmiech.
- Podoba ci się? – Zapytał, ściągając rękawiczki. Uh… Podczas deszczu w tę porę roku w szklarni było duszno. Odpiąłeś jeden guzik swojej koszuli i zakasałeś rękawy.  Chłopak przeleciał wzrokiem po twojej sylwetce, co nie umknęło twojej uwadze. Przytaknąłeś na znak, że mięta ci się podoba. Oh wyszczerzył ząbki, biorąc doniczkę z ziołem i pokazał ją z każdej strony. – Muszę się przyznać, że sprowadziłem ją specjalnie dla ciebie.
Co? Przechyliłeś głowę na bok patrząc z zaciekawieniem na niego.
- Wszyscy przecież wiemy jak lubisz czekoladę – kontynuował. – I ona zawsze mi się z tobą kojarzy. Teraz będę cię mieć w ogrodzie! – Powiedział
Zaśmiałeś się melodyjnie. Dowcipniś się znalazł.
Zrobiło ci się cieplej w sercu na jego słowa. On potrafił cię rozczulić byle drobnostką, przez co z dnia ma dzień stawałeś się jeszcze szczęśliwszym człowiekiem, jaki mógł chodzić po ziemi.
- Chodź, wysuszę ci włosy, bo nadal masz je mokre. - Odezwał się, gdy położyłeś tak samo mokry plecak na podłodze w jego pokoju. Zaciągnął cię do łazienki, zamykając za sobą drzwi i od razu chwytając ręcznik, którym zaczął wycierać ci włosy, uprzednio sadzając cię na kancie wanny.
- Nie musisz mnie wyręczać z takich rzeczy. Jestem dużym chłopcem, poradzę sobie - bąknąłeś, ale Sehun tylko zakrył ci ręcznikiem twarz, tym sposobem "prosząc" byś przestał o tym mówić.
- Nie odbieraj mi tej przyjemności. Nie często mam okazję osuszyć swojego chłopaka. - Usłyszałeś.
- Co dzisiaj będziemy robić? - Zmieniłeś temat, ciekawy tego, czy on coś zaplanował. Zabrał ręcznik i odwiesił na suszarkę. Wrócił do ciebie, siadając obok i obejmując ramieniem, po czym przytulił się delikatnie.
- Ja bym zaproponował nocny wypad do lasu albo na cmentarz. O, albo do tego starego opuszczonego szpitala psychiatrycznego. - Na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech. On, kurczę, wiedział jak wykorzystać twoje fobie. Bo oprócz klaunów-zabójców i żywych lalek, odczuwałeś strach na myśl o takich miejscach, jakimi były opuszczone szpitale. Za dużo horrorów obejrzanych z Panem Oh Nie Boję Się Niczego Sehunem. Zacisnąłeś dłonie na krawędzi wanny. Nie pójdziesz na to.
W chwili gdy chciałeś się odezwać i skończyło się na otwarciu ust, młodszy dodał:
- Ale z drugiej strony możemy zamówić pizzę i cieszyć się sobą przy świecach. Mam nowe o zapachu leśnych owoców. Spodobają ci się.

Jego uśmiech był niczym słońce, które odganiało chłód z twojej twarzy. Nie wierzyłeś, że nie zobaczysz go na żywo przez najbliższe cztery tygodnie. Ból serca i te sprawy, ale siła wyższa. W te wakacje rodzice postanowili pojechać do dziadków gdzieś na drugi koniec kraju.
Siedziałeś na łóżku młodszego, patrząc jak ten krząta się po pokoju, pakując potrzebne rzeczy do torby podróżnej. Tydzień temu pisaliście już ostatnie egzaminy końcowe. Teraz cieszyliście się wakacjami do czasu rozpoczęcia kolejnego roku studenckiego.
- Naprawdę musisz jechać? – Zapytałeś smutno, przyciągając kolana do swojej klatki piersiowej.
- Mhm… Od lat tam nie byliśmy. Dziadkowie się ucieszą. – Odparł, obdarzając cię smutnym spojrzeniem. W jego oczach widziałeś, że on nie chce jechać.
- Koniecznie na tak długo?
- Tak, Jongin, ja nie mam na to wpływu.
- Nie jedź. Zostań ze mną. – Nalegałeś.
- Przestań.
W przeciągu sekundy znalazłeś się przy Sehunie. Złapałeś za ramiona i odwróciłeś przodem do siebie. Chłopak odważnie patrzył ci w oczy. Znaliście się na tyle dobrze, że on spodziewał się ciebie obok, więc nie był zdziwiony. Wpatrywałeś się w jego ciemne tęczówki, próbując cokolwiek z nich wyczytać, ale agghh! On był czasami taki skryty i tajemniczy!
- Kwiatuszku. - Uśmiechnąłeś się lekko, wiedząc że ten nie lubi, gdy tak się do niego zwracałeś. Oblał się lekkim rumieńcem, spuszczając głowę i kręcąc nią. - Proszę. Cztery tygodnie to zdecydowanie za długo jak dla mnie. - Nie odpuszczałeś. Młodszy odepchnął cię, a raczej chciał to zrobić, ale znalazł się już w twoim silnym uścisku, więc skończyło się na tym, że jego dłonie spoczęły na twojej klatce piersiowej.
- Nie mogę... Przepraszam. - Ułożył swoje dłonie w pięści, gniotąc ci bluzę. - Musisz to zrozumieć. I wytrzymać. Przepraszam cię tak bardzo, Jongin. - Objął cię szybko w pasie i wtulił się czule.
Miałeś wrażenie, że głos mu się łamie, i że nie przeprasza za wyjazd, tylko za coś gorszego, co zrobił.
- Już okej. Przecież się nie gniewam. Tylko się o ciebie boję i czuję się lepiej, gdy mam cię blisko. Najlepiej na odległość centymetra. - Głaskałeś go po plecach.
- Ale ja się nie boję. - Wymamrotał w twoją szyję.
Zauważyłeś, że on momentalnie zbladł. Chciałeś zapytać się, co się dzieje, ale wyswobodził się z twojego uścisku i skierował się do biurka. Mruknął, że od jakiegoś czasu bierze go przeziębienie, łykając tabletkę i popijając ją wodą z butelki.
Ach tak, odkąd go znałeś, zawsze brał jakieś tabletki. Był chorowitym dzieckiem, więc zażywał rożne witaminy, bo nie lubił chorować. Ponoć ciężko przechodził grypę, więc wolał tego uniknąć. I rzeczywiście, od trzech lat ani razu nie zachorował, ale teraz... No niestety.
Usiadł na łóżku, klepiąc miejsce obok siebie, byś też usiadł. Uśmiechnął się, szeroko, chcąc przekazać tym, że z nim też jest w porządku.
- Zobacz jak ładnie te storczyki od ciebie rosną. - Kiwnął głową na parapet. Miały fioletowe płatki. Dałeś mu je kiedyś bez okazji. Po prostu je zobaczyłeś, spodobały ci się i musiałeś mu je kupić.
- Muszę ci cos wyznać, Jongin. - Załapał cię za rękę, splatając razem wasze palce. To naprawdę zaskakujące, gdy on tak nagle zmieniał swój nastrój. Teraz wpatrywał ci się ze stoickim spokojem. Nabrał powietrza do płuc, po czym je wypuścił. Długo jeszcze milczał, jakby rozważał, co ma powiedzieć. - Tak naprawdę... - a tobie już serce ci łomocze jak oszalałe - Po prostu... Nienawidzę mojej wykładowczyni od roślin ozdobnych. To stara menda, która udaje miłą, ale każdego obgaduje za plecami!
- Matko... Sehun! - Zganiłeś go, jednocześnie się śmiejąc. On lubił z ciebie żartować. By mu się odwdzięczyć, pchnąłeś go na łóżko na plecy i usiadłeś mu na nogach, zaczynając go łaskotać. Błagał cię i jęczał, żebyś już przestał, ale świetnie się bawiłeś, więc dlaczego masz tego nie robić?
- Już! Jongin, hahaha! Głupiiiii! - Zalewał się łzami, jednocześnie się śmiejąc do rozpuchu.
Chwyciłeś jego nadgarstki i założyłeś mu je za głowę, nachylając się i cmokając go w usta. Niemo poprosił o jeszcze, więc spełniłeś prośbę, ale tym razem to był czuły i delikatny pocałunek. Uwielbiałeś czuć jego ciepłe wargi, mieć go blisko. On tak nieziemsko całował. Zassałeś się na dolnej wardze, potem na górnej, zaczynając zabawę. Często walczyliście o dominację, ale i tak zawsze ty wygrywałeś, nie dlatego, że byłeś uparty, po prostu Sehun łatwo tobie ulegał. Młodszy westchnął cicho, gdy twoje ręce znalazły się pod jego koszulką, błądziły po delikatnej i wrażliwej skórze.  Napawałeś się tym dotykiem, wiedząc jaką twój Kwiatuszek odczuwa przyjemność. Cmoknąłeś jego mostek przez materiał koszulki, po czym zacząłeś ją powoli podwijać, wracając do ust. Mruknąłeś z zadowolenia, gdy on zawiesił ci ręce na szyi, przyciskając do siebie mocniej.
- Proszę – wyszeptałeś, schodząc językiem na linię szczęki. Palce powędrowały do tych zajebistych kości biodrowych, ściskając je lekko. – Sehunnie… Nie będzie cię tak długo.
- Jongin-ah… - Odwrócił głowę na bok, zaciskając dłonie w pięści na twojej bluzie, ale zaraz zjechał nimi na kark. –  Nie teraz… Nie mogę, proszę cię. – Błagał byś nie posuwał się za daleko.
Problem był taki, że Sehun nie chciał się kochać. Nie żeby tobie to aż tak przeszkadzało, ale nawet po trzech latach nie mogłeś zdobyć jego zaufania pod tym względem. Nigdy nie powiedział, że on nie chce.
- Gdy wrócę, dobrze? Poczekasz jeszcze tyle? – Usłyszałeś. Niechętnie podniosłeś się do siadu. Zawsze to samo. Odmawiał, szukał wymówki, lecz tym razem brzmiało to dość sensownie.
- Obiecujesz? – Zapytałeś, na co on przytaknął.
Gdy wróci… Wytrzymasz, prawda Kim Jongin? Jesteś dzielnym mężczyzną.

Dni mijały. Dzień za dniem. Dostawałeś sms rano i wieczorem, więc byłeś spokojny o swój skarb. Pisał, że ma się dobrze, że dziadkowie się cieszą z ich odwiedzin. Że bardzo mocno tęskni i kocha. Więcej ci nie było trzeba. Tylko świadomość, że on też nie może doczekać się powrotu. W ostatnim tygodniu kontakt jakby się urwał. Młodszy po prostu przestał pisać i nie odbierał telefonu, ani nie odpisywał na wiadomości. Zaczynałeś się obawiać.
Głupie myśli błądziły ci po głowie. O tym, że może kogoś ma, poznał i się zakochał, a ciebie postanowił zostawić. Już chciałeś rzucać wszystko i do niego jechać, ale nie znałeś adresu, ani nie wiedziałeś o jaki punkt się zaczepić. Oh Sehun jakby po prostu się rozpłynął. A ty nie mogłeś zapomnieć. Ból serca był okropny. Tęskniłeś cholernie…
Pewnego wieczoru, przeddzień przyjazdu Sehuna, ktoś zapukał do twoich drzwi. Nieoczekiwanym gościem okazała się siostra twojego chłopaka. Powiedziała, że ma list od niego, chciałeś zapytać, dlaczego ona już wróciła, a Sehun nie, ale dziewczyna nalegała byś przeczytał wiadomość. Wpuściłeś ją do mieszkania, nie będziesz jej tak trzymać w progu, po czym otworzyłeś kopertę i zacząłeś czytać.

Jongin,
Pewnie, gdy to czytasz, mnie już tu nie ma. Przepraszam Cię.
Masz prawo być zły, za to co zrobiłem (albo tego co nie zrobiłem…).
Wiem jak nie lubisz pożegnań, więc wymyśliłem tę historię z wyjazdem, by znaleźć się jak najdalej od Ciebie. Wiem też, że lepiej było by nie czuć nic albo cofnąć czas do momentu, gdy się poznaliśmy. Dlaczego nasze światy się zderzyły?
Jestem oszustem. Przez trzy lata ukrywałem przed tobą wielką tajemnicę. Pozwól, że wyznam to teraz. W tym liście. Chorowałem. Od bardzo dawna. Nosiłem w sobie wirus HIV, nigdy nie zamierzałem ci tego powiedzieć prosto w oczy. Bo po co komu ktoś, kto i tak jest skazany na śmierć? Nie chciałem, żebyś odszedł. To jedyne czego się bałem. Samotności. Ja tyle Ci zawdzięczam.
Zdaję sobie sprawę, jak bardzo tym cię zraniłem. To nie tak, że piszę to bez uczuć… Nie dawałem ci nigdy powodów do złości i zazdrości. Głupio wierzyłem w to, że jakimś cudem wyzdrowieję, ale stało się wręcz przeciwnie. Mój stan się pogarszał. Z dnia na dzień było coraz gorzej i ja nie mogłem nic z tym zrobić. Leki nie pomagały, mój organizm odmawiał posłuszeństwa. Lekarz dawał mi miesiąc. Rodzice się załamali. Wszyscy liczyliśmy, że to nie będzie tak samo jak w przypadku nowotworu. To moja kara.
To dlatego nie godziłem się na zrobienie tego z tobą. Chciałem, ale nie mogłem narażać ciebie na takie ryzyko.
To ja zawiniłem. Nie dbałem o siebie jak należy. Odporność mi siadała. Postanowiłem odejść bez słowa. Nie wiesz jak cholernie trudno było mi patrzeć na Ciebie i się nie rozpłakać. Myśl, że więcej Cię nie zobaczę, nie będę mógł się przytulić, milczeć z Tobą, pić wspólnie herbatę na parapecie w moim pokoju... To boli…
Nie chciałem, żebyś widział mnie na łożu śmierci. Wierz mi, wyglądam okropnie. Wtedy byłoby mi trudniej odejść i Cię zostawić. Planując to wszystko, myślałem, że chociaż Tobie będzie lżej. Zapamiętasz mnie takiego jak zawsze. Niech mój radosny uśmiech zapadnie Ci w pamięci na wieki.
Moją ostatnią wolą jest to, byś znalazł sobie kogoś, kto również zasługuje na Twoją bezinteresowną miłość. Proszę, zrób to dla mnie. Bądź szczęśliwy z kimś innym.

Kocham Cię,
Twój jedyny Sehun, wielbiciel kwiatów.

Czasami są takie chwile, gdy czujesz jakby świat ci się walił. Teraz już wiesz, że to było nic, w porównaniu do tego, co czujesz teraz po przeczytaniu listu. Po siostrze Sehuna nie  ma już śladu. Nawet nie zauważyłeś, że osunąłeś się po ścianie i zacząłeś płakać jak bóbr. Nie zważałeś na to, że ktoś może usłyszeć to, bo miałeś otwarte drzwi do mieszkania.
Było ci wszystko jedno. Sam chciałeś umrzeć. Smutek przesłonił twoje słońce czarnymi chmurami. Już nic nie będzie takie same jak wcześniej. Koniec ze wspólnymi rankami. Koniec nocnych randek i ciągania ciebie w straszne miejsca. Mimo że nienawidziłeś tego, teraz doceniłeś wartość spędzania z nim czasu w ten sposób.
Najgorszy wieczór, jaki musiałeś spędzić samotnie.

Orchidee, które kiedyś dałeś Sehunowi w prezencie, wziąłeś do siebie, mając do nich sentyment. Chciałeś mieć jakąś pamiątkę, ale mimo starań, kwiaty zwiędły. Płatki z początku zbladły, a w ostateczności zrobiły się czarne. To pewnie z żalu. Teraz odzwierciedlały twoją duszę.