sobota, 26 grudnia 2015

Bądź mym światłem


Tytuł: Bądź mym światłem
Pairing: bobbin (Bobby x Hanbin)
Rodzaj: świąteczny krótki fluff

Od autorki: Ficzek pisany dla Maczin, kc bae! Wesołych Świąt~ Mimo że spóźniony prezent to i tak ważny, liczy się gest. Radzę ci  przygotować chusteczki, bo znając życie, zapłaczesz się z feelsów.



Miłość jest jak światło – istnieje w każdej chwili


23.12. 2014, Seul

Drogi Hanbinie,
                Mam Ci dużo do powiedzenia, ale przyznam się bez bicia, że osobiście to ja się wstydzę. Niby wyglądam na pewnego siebie faceta, ale jeżeli chodzi o uczucia, to mam z tym ogromny problem. Zacznę więc od tego, że chcę życzyć Ci Wesołych Świąt, pewnie wraz z rodziną szykujecie właśnie wigilijną kolację, a teraz zrobiłeś sobie przerwę, by przeczytać list, który ode mnie dostałeś wraz z pudełkiem świeczek zapachowych. Ja wiem, mało to romantyczne, ale co ja poradzę, że to mi się z tobą kojarzy? Ahhh, co ze mnie za romantyk.
                Jesteś bliższy mojemu sercu, bardziej niż lewe płuco. Od kiedy Cię poznałem, nie jestem w stanie myśleć o niczym innym jak o Tobie. O Twoich cudownych ustach, niesamowitym spojrzeniu, pięknym głosie… Masz idealne ciało. Ale to co najbardziej w Tobie uwielbiam to dusza. Jest piękna, nieskazitelna…. Mam całą szafę słów, a nie umiem ubrać własnych myśli, przychodzi mi to z wielkim trudem. Codzienne wracając do domu, układam sobie w głowie, co chcę ci powiedzieć, ale teraz nie jestem w stanie zebrać tego w jednolitą całość. Już mnie boli ręka od pisania, a nie zapisałem nawet pół kartki.
                Poznając Ciebie, nie spodziewałem się obrotu spraw w ten sposób. Przewróciłeś mój świat o sto osiemdziesiąt stopni. Pamiętaj, że będę Cię wspierać w każdej sytuacji. Z początku myślałem, że przesadzasz, bo jak można aż tak bardzo bać się ciemności? Ale to ja byłem niepoważny, śmiejąc się z tego, gdy ty prawie odchodziłeś od zmysłów, gdy ściemniało się, a my byliśmy na spacerze w parku, gdzie oświetlenie było niewielkie. Oh… Pamiętam jak wtedy wtulałeś się w moje ramię, szepcząc jak bardzo przerażająca jest ta ciemność. To było na swój sposób urocze, mogłem Cię objąć, a ty nie miałeś nic przeciwko.  Teraz już wiem, z jakim problemem zmagasz się całe życie. Dziękuję, że otworzyłeś się przede mną i wyznałeś prawdę. Nigdy już po tym nie zaśmiałem się, gdy ty zacząłeś panikować, kiedy zabrano prąd, a my siedzieliśmy u Ciebie w pokoju. Wtedy myślałem o tym, by po prostu zająć czymś Twoją głowę, żebyś wiedział, że jestem tu i będę wspierać w każdej sytuacji.
                Z przykrością muszę przejść do tej smutnej części listu. Niezmiernie mi przykro z powodu, że nie spędzamy razem świąt, a mogliśmy… Niestety dobrze wiesz, że moja rodzina nie mieszka ze mną i muszę wybrać się do USA. Wiem, że nadal źle Ci z tego powodu, tak samo jak mi. Przepraszam… Za rok obiecuję Ci, że będziemy razem przygotowywać wigilijną kolację. A Twoja rodzina… Wiadomo jakby zareagowała na to, że przyprowadziłeś kogoś takiego jak ja. Proszę, nie złość się już więcej na mnie. Obiecuję poprawę. Oczekuj pierwszej gwiazdki i kolędników pod drzwiami.
~Twój Ji Won

Taa… Ten list tylko pogorszył samopoczucie Hanbina, który w ogóle nie był zadowolony z tego rodzinnego świętowania. Co roku, kurwa, to samo. Jego rodzina nie była wierząca tylko od święta, tu chodziło się co tydzień do kościoła, modliło i tak dalej. Chłopakowi aż tak to nie przeszkadzało, chociaż on należał do tych osób, które były leniwe i nie chciało mu się za wiele robić w tej kwestii. W dodatku te rodzinne spięcia i stresy przed Bożym Narodzeniem, nic tylko usiąść i płakać. Nie widział w tym sensu, skoro co chwilę każdy z każdym się kłócił, po czym udawał przy Wigilii, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Hipokryzja!
Westchnął ciężko, składając list i wkładając go z powrotem do czerwonej koperty. Teraz to rzeczywiście naszła go ochota na ryk. Chciał spędzić ten czas z Jiwonem, chociażby go zobaczyć, ale co niby miałby powiedzieć rodzicom? Chrześcijańska rodzina z pewnością by nie przyjęła do wiadomości faktu, że on umawia się z innym chłopakiem, zero zrozumienia. Na bank byli homofonami. I dodatkowo przecież Jiwon już był w Stanach, rano miał samolot, nawet nie chciał, by Hanbin go tam odwiózł, poza tym nie miał też jak wyrwać się z domu.
Stał na schodach, było cholernie zimno, śnieg na szczęście nie padał, ale było go pełno wokół. Pod płotem młodsze kuzynostwo nawet zrobiło bałwanka, uroczo. Spojrzał na niebo, powoli zaczynało robić się ciemno.
- Uhh.. Chciałbym przestać się bać. Tyle razy próbowałem już… - Nie dokończył zdania, słysząc jak woła go mama. I znowu trzeba w czymś pomóc, a potem i tak dostać opierdol.  Przetarł oczy, wracając do środka.

Gdy na dobre się ściemniło, a wszystko było dopięte na ostatni guzik, była jeszcze chwila, by zasiąść do stołu, Hanbin usiadł na ogromnym brązowym skórzanym fotelu, z głupio mając nadzieję, że jego chłopak zadzwoni do niego, by chociażby złożyć denne życzenia. Nie wiedział, czy może zadzwonić do Jiwona, nie chciał przeszkadzać. Tamten nie widział się od dłuższego czasu z rodziną, więc zrozumiałe, że całą uwagę poświęcał im, a nie jemu. Cóż…
Rozległo się pukanie do drzwi, a na złość każdy miał inne zajęcie i nikt nie mógł otworzyć. On nie zamierzał, było już ciemno…
- Hanbin, idź zobacz kto to, skoro siedzisz tylko w tym telefonie.
SORRY, ROBIĘ WAŻNĄ RZECZ W TEJ CHWILI, MAMO – krzyknął w myślach, wiedząc, że nie ma sensu się z nią kłócić, miał dość jej krzyków od rana. Wstał, czując jak zaczyna bić mu serce. Każdy mógłby pomyśleć, że chłopak robi tylko niepotrzebny problem. Każdy, kto nie miał styczności z nyktofobią, czyli wręcz panicznym lękiem przed ciemnością. Złapał drżącą dłonią za klamkę, mając nadzieję, że ta osoba, która pukała już dawno sobie poszła, bo Hanbin nie śpieszył się z podejściem do drzwi.
Światło wykrywające ruch na zewnątrz nadal się paliło, uhh… Przynajmniej nie jest aż tak ciemno. A powitał go… Napis na dużym brystoli
„MERRY CHRISTMAS”

Chłopak nie wiedział, co ma o tym myśleć, ale po chwili zza nie pokazała się para oczu. Serce mu na moment stanęło.
- Jiwon? – Szepnął zaskoczony – Co ty tu… Nie powinno cię tu być! Boże… Jiwon. Ten tylko uśmiechnął się do niego, przykładając sobie palec do ust, każąc mu być cicho. Młodszy zamknął za sobą drzwi, czując jak jest zimno… A jego chłopak tak po prostu stał przed nim w słodkim świątecznym sweterku z reniferkami, trzymając w dłoniach plik brystoli, na których widniały inne zdania. Zauważył, że samochód starszego był zaparkowany na podjeździe. – Ji… - Zaraz zamilkł, przybysz zaczął pokazywać po jednej kartce.
„Powiedz, że to kolędnicy”

„Spójrz w niebo”

„Jest pierwsza gwiazdka”

„Pora na prezent”

Jinwon uśmiechnął się nieśmiało do niego.

„Nie mogłem cię tak po prostu zostawić”

„Jedynym słusznym rozwiązaniem było przyjechanie tutaj”

„I wyznanie ci”

„że”

„czuję ucisk w brzuchu”

„za każdym razem, gdy myślę o tobie”

„To jakby stado bizonków mi tam biegało”

„To piękne uczucie”

Hanbin z szeroko otwartymi oczami czytał to, co chłopak pokazywał. Z każdym zdaniem czuł, jakby miał się rozpłynąć. Dopiero teraz spostrzegł, że obok jego stóp pali się kilka świeczek zapachowych.
„Dajesz wiarę?”

„Jestem tutaj”

„bo”

„Kocham cię”

„I będę kochać nawet jak już będziesz stary i paskudny”

Na to Bin zaśmiał się cicho, zakrywając usta dłonią, kręcąc głową z niedowierzaniem.

„Chcę być twoim światłem”

„które będzie palić się zawsze”

„Nie tak, jak te świeczki, które pewnie zaraz zdmuchnie wiatr”

„Widzisz, one znikną, a ja pozostanę”

„Twoja miłość sprawia, że”

„mój płomień nigdy nie zgaśnie”

„Będę świecić coraz jaśniej.”


Poczuł, jak słonie, ciepłe krople spływają mu po policzkach. Ten chłopak był istnym wariatem! Ktoś tam na górze wysłuchał jego prośby i sprawił, że ON zjawił się przy nim. Przygryzł swoje usta, nie potrafiąc powstrzymać wzruszenia. Nie zważając na świeczki, rzucił się na niego, wtulając mocno i zaczynając cicho płakać mu w ten sweterek.
- Jiwon… jesteś durny. Też cię kocham, rozumiesz? Dziękuję ci, że jesteś… że rzuciłeś wszystko, byleby się tu zjawić. Nie musiałeś, ale… ale – łkał cicho. Spojrzał mu w oczy, widząc i tam łzy. – Nie płacz – uśmiechnął się do niego zapłakany, ale szczęśliwy. Pocałował go czule, trzymając się kurczowo jego ramion. – Świeć mi, dopóki ja sam nie zgasnę. – Szepnął mu w usta, czując, że tegoroczne święta będą najlepszym wspomnieniem.
Warto mieć nawet i głupią nadzieję. W święta wszystko jest możliwe. Taka magia.