środa, 29 kwietnia 2015

I'm not afraid.





Rodzaj: angst, AU, hurt/comfort, fluff
Pairing: sekai/ sukai
Rozdział: 1/2
Jongin nie mógł wybaczyć sobie tego, że pozwolił Sehunowi wybrać się na wakacje do dziadków…

Akt I, scena pierwsza, a zarazem ostatnia
Dostałem bukiet tych kwiatów, podziękuj światu
Wcale nie chciałem ich, rozumiesz? Nie wiedziałem od razu…

Bułka. To było pierwsze o czym pomyślałeś wracając z zajęć. Od rana nic nie jadłeś, a byłeś cholernie głodny, a z racji tego, że była już szesnasta, zaszedłeś jak co dzień do budki z kurczakiem, która znajdowała się niedaleko twojego uniwersytetu. Byłeś stałym klientem, więc miła pani, która tam pracowała, od razu miała dla ciebie przygotowane to, co zawsze bierzesz. Rozkoszując się pogodą, która była cudowna i jedząc swoją bułkę z mięsem, złapał cię deszcz w dość nietrafnej chwili, bo nie posiadałeś nic, co mogłoby uchronić twoje włosy przed zmoknięciem. Niestety byłeś zmuszony odwiedzić swojego chłopaka w takim a nie innym stanie.
Właśnie.
Oh Sehun.
Nietypowy chłopak. Każdego dnia dziękowałeś Bogu, że posiadasz kogoś takiego, jak on. Może to przez ogromną miłość, którą go obdarzałeś, ale nie widziałeś w nim zbyt wielu wad, a jeśli już takowe się znalazły, to były mało znaczące i z pewnością nie zaingerowałyby w wasz cudowny związek do tego stopnia,  by go zniszczyć. Zbyt wiele już dla siebie obaj znaczyliście, żeby teraz wszystko poprzez jedno krótkie machnięcie ręki, zaprzepaścić. W końcu trzy lata robią swoje, racja?
Sehun był dość specyficzną osobą. I pod względem wyglądu, jak i zachowania, ale o tym potem. Dla ciebie wyglądał jak anioł zesłany z nieba, by kierować dusze na właściwą drogę. Twoją duszę.
Miał nieziemski uśmiech, który był jak wirus i lekarstwo w jednym.  Zarażał innych, szczególnie ciebie i leczył, a widać to było w oczach patrzącego. Oczy miał podobne do twoich, ale tliło się w nich troszkę więcej chęci do życia, były niczym gorąca czekolada, bo sprawiały, że w twoim sercu gościło nieopisane ciepło. Spojrzenie miał łagodne, ale głębokie, w policzkach te urocze dołeczki, przez które odpływałeś w bezkresną krainę miłości.
Podziwiałeś jego miłość do kwiatów, wiedziałeś, że w przyszłości będzie świetnym florystą. Miał do tego fachową rękę. Uwielbiał grzebać w ziemi, sadzić roślinki, pielęgnować je, patrzeć jak rosną i rozkwitają na jego oczach. Nie bez powodu studiował architekturę krajobrazu, bo potrafił też świetnie rysować, co w tym zawodzie też się liczyło. Ciągle narzekał jak to jego wykładowczyni od roślin ozdobnych czepia się o najgłupsze szczegóły, jednakże była wyrozumiałą kobietą, przez co i ty nawet ją lubiłeś, mimo że nie znałeś i nawet nie widziałeś na oczy. Cóż, jego słowa ci zawsze wystarczały. No i uśmiech. Wtedy wiedziałeś, że zależy ci ogromnie na tym chłopaku.
Niestety miałeś z nim tez niejaki problem. Sehun odczuwał wszystkie możliwe emocje… oprócz strachu. W przeszłości przeszedł chorobę, której skutkiem było zniszczenie w pewnym stopniu ciała migdałowatego, co przyczyniło się do tego, że teraz dla niego strach jest czymś naprawdę obcym. Ta część mózgu odpowiada właśnie za lęk – ale w przypadku zwierząt i jak widać w przypadku Sehuna jest tak samo. No cóż, dlatego jest specyficzną osobą.
Nie reaguje on na nic, co powinno u normalnego człowieka wywołać strach, przez co nie jest w stanie rozpoznać i uniknąć niebezpieczeństwa. Aż dziw, że on jeszcze żyje…
Byłeś cały czas ciągany na jakieś dalekie wycieczki, skoki na bungee i inne rzeczy, przez które no praktycznie, bądźmy szczerzy, chciałeś szczać w gacie.
Żałowałeś, że twój ulubiony (i jedyny) niebieski parasol został gdzieś u Sehuna, bo teraz by ci się na pewno przydał. Dotarłeś jakimś cudem pod jego dom, ciesząc się na ganku, że deszcz powoli ustępował, a ty nie miałeś już z nim styczności. Cały przemoczony zapukałeś i wszedłeś do środka, obejmując sam siebie, bo było ci okropnie zimno. Ukłoniłeś się, widząc mamę swojego chłopaka w kuchni.
- Dzień dobry - odezwałeś się, a kobieta przywitała cię uśmiechem.
- Jest w szklarni - uprzedziła twoje pytanie, dotyczące tego, gdzie jest Sehun. Uh... Czyli znów byłeś zmuszony iść w deszczu... No nic.
- Proszę, oto pański bukiet kwiatów. - Usłyszałeś głos ojca twojego ukochanego, wchodząc do szklarni. Kwiaty to był ich rodzinny biznes, wiec nie dziwne, że twój Sehunnie z pasją oddawał się tej pracy, skoro od małego w tym siedział. Minął cię jakiś mężczyzna w płaszczu, który trzymał w jednej ręce bukiet, a w drugiej parasol, którym chronił się pewnie zanim tu przyszedł przed deszczem. Minąłeś się z nim tak szybko, że nie zdążyłeś sie ukłonić lub cokolwiek do niego powiedzieć.  Jedynie co, to poczułeś intensywny zapach lawendy. Mogłeś się założyć, że ten bukiet, zakupiony przez tego mężczyznę z parasolem na pewno wykonał twój chłopak. Chwila… Czy to był niebieski parasol? Odwróciłeś się, ale nie zobaczyłeś już nikogo za sobą. Pewnie ci się przywidziało. Wchodząc w głąb pomieszczenia, zacząłeś rozglądać się za swoją zgubą i zauważyłeś go przy jednym stoliku, gdzie pracował. Podszedłeś do niego i zajrzałeś przez ramię. Miał przed sobą paletę, w której rosły pojedynczo malutkie zioła, a on to przesadzał do większych doniczek.
- Co robisz?
- Pikuję. O Boże... Cześć Jongin! - Zaskoczony twoją nagłą obecnością, uniósł ręce, na których miał rękawiczki, do góry, mając w jednej patyk, który był zaostrzony z jednej strony. Uśmiechnął się do ciebie. - Nie strasz...
- Przecież ty się nie boisz.
- Co nie znaczy, że nie mogę być zdziwiony twoimi odwiedzinami. – Zaśmiał się krótko. -  Jesteś cały mokry! Co sie stało?
- Złapał mnie deszcz.
Sehun westchnął z uśmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Wybacz, ale nie przywitam się jak należy, bo jestem cały brudny.
- Nie powinieneś się tak przemęczać. - Dałeś mu buziaka w policzek - Pewnie od razu po zajęciach tu przyszedłeś. – Stwierdziłeś trochę z wyrzutem. Nie lubiłeś, gdy on tak się przepracowywał. Wiedziałeś jak męczące jest siedzenie na uczelni od rana, a potem żeby coś jeszcze zrobić, to było ciężko. Przecież Sehun teraz ma też prace w terenie, wiec nie tylko w domu grzebał w ziemi…
- Wolę być tutaj, niż nudzić się w domu. – Wzruszył ramionami, wracając do poprzedniego zajęcia. – Usiądź, ja zaraz skończę i możemy pójść. – Po chwili dodał, kiedy ty bez pytania zacząłeś przechadzać się wolnym krokiem po szklarni, podziwiając kwiaty.
Sehun miał już to zboczenie zawodowe, że nawet miałeś czasem (często!) utrudnione spacery, gdyż chłopak widząc jakąś roślinę, nieważne czy to był kwiat, krzew lub drzewo, musiał podejść i dotknąć, żeby się upewnić, że „TO JEST ABIES ALBA A NIE ABIES KOREANA”. Wtedy zwykle uśmiechałeś się, ciesząc się z takiego śmiesznego zachowania. Cały czas strzelał systematyką roślin. Łacinę miał już chyba wpojoną.
Zauważyłeś twoje ulubione zioła – mięty, więc podszedłeś tam. Zerwałeś jeden listek mięty cytrynowej, potarłeś go i powąchałeś. Dzięki młodszemu potrafiłeś rozróżnić co nieco, więc byłeś mu wdzięczny. Ta była doskonała do lemoniady, ze względu na silny zapach cytryny. Spostrzegłeś jakąś inną, ciemniejszą na łodygach o liściach jajowatych. Wcześniej jej tu nie widziałeś…
- Mentha piperita Chocolate – usłyszałeś za sobą. – Mięta czekoladowa. - Ten już zaczyna.
- Tak, tak. Rodzina Lamiaceae - jasnotowate. Twoja nauka nie idzie w las. –  Wyjaśniłeś i posłałeś mu swój uroczy uśmiech.
- Podoba ci się? – Zapytał, ściągając rękawiczki. Uh… Podczas deszczu w tę porę roku w szklarni było duszno. Odpiąłeś jeden guzik swojej koszuli i zakasałeś rękawy.  Chłopak przeleciał wzrokiem po twojej sylwetce, co nie umknęło twojej uwadze. Przytaknąłeś na znak, że mięta ci się podoba. Oh wyszczerzył ząbki, biorąc doniczkę z ziołem i pokazał ją z każdej strony. – Muszę się przyznać, że sprowadziłem ją specjalnie dla ciebie.
Co? Przechyliłeś głowę na bok patrząc z zaciekawieniem na niego.
- Wszyscy przecież wiemy jak lubisz czekoladę – kontynuował. – I ona zawsze mi się z tobą kojarzy. Teraz będę cię mieć w ogrodzie! – Powiedział
Zaśmiałeś się melodyjnie. Dowcipniś się znalazł.
Zrobiło ci się cieplej w sercu na jego słowa. On potrafił cię rozczulić byle drobnostką, przez co z dnia ma dzień stawałeś się jeszcze szczęśliwszym człowiekiem, jaki mógł chodzić po ziemi.
- Chodź, wysuszę ci włosy, bo nadal masz je mokre. - Odezwał się, gdy położyłeś tak samo mokry plecak na podłodze w jego pokoju. Zaciągnął cię do łazienki, zamykając za sobą drzwi i od razu chwytając ręcznik, którym zaczął wycierać ci włosy, uprzednio sadzając cię na kancie wanny.
- Nie musisz mnie wyręczać z takich rzeczy. Jestem dużym chłopcem, poradzę sobie - bąknąłeś, ale Sehun tylko zakrył ci ręcznikiem twarz, tym sposobem "prosząc" byś przestał o tym mówić.
- Nie odbieraj mi tej przyjemności. Nie często mam okazję osuszyć swojego chłopaka. - Usłyszałeś.
- Co dzisiaj będziemy robić? - Zmieniłeś temat, ciekawy tego, czy on coś zaplanował. Zabrał ręcznik i odwiesił na suszarkę. Wrócił do ciebie, siadając obok i obejmując ramieniem, po czym przytulił się delikatnie.
- Ja bym zaproponował nocny wypad do lasu albo na cmentarz. O, albo do tego starego opuszczonego szpitala psychiatrycznego. - Na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech. On, kurczę, wiedział jak wykorzystać twoje fobie. Bo oprócz klaunów-zabójców i żywych lalek, odczuwałeś strach na myśl o takich miejscach, jakimi były opuszczone szpitale. Za dużo horrorów obejrzanych z Panem Oh Nie Boję Się Niczego Sehunem. Zacisnąłeś dłonie na krawędzi wanny. Nie pójdziesz na to.
W chwili gdy chciałeś się odezwać i skończyło się na otwarciu ust, młodszy dodał:
- Ale z drugiej strony możemy zamówić pizzę i cieszyć się sobą przy świecach. Mam nowe o zapachu leśnych owoców. Spodobają ci się.

Jego uśmiech był niczym słońce, które odganiało chłód z twojej twarzy. Nie wierzyłeś, że nie zobaczysz go na żywo przez najbliższe cztery tygodnie. Ból serca i te sprawy, ale siła wyższa. W te wakacje rodzice postanowili pojechać do dziadków gdzieś na drugi koniec kraju.
Siedziałeś na łóżku młodszego, patrząc jak ten krząta się po pokoju, pakując potrzebne rzeczy do torby podróżnej. Tydzień temu pisaliście już ostatnie egzaminy końcowe. Teraz cieszyliście się wakacjami do czasu rozpoczęcia kolejnego roku studenckiego.
- Naprawdę musisz jechać? – Zapytałeś smutno, przyciągając kolana do swojej klatki piersiowej.
- Mhm… Od lat tam nie byliśmy. Dziadkowie się ucieszą. – Odparł, obdarzając cię smutnym spojrzeniem. W jego oczach widziałeś, że on nie chce jechać.
- Koniecznie na tak długo?
- Tak, Jongin, ja nie mam na to wpływu.
- Nie jedź. Zostań ze mną. – Nalegałeś.
- Przestań.
W przeciągu sekundy znalazłeś się przy Sehunie. Złapałeś za ramiona i odwróciłeś przodem do siebie. Chłopak odważnie patrzył ci w oczy. Znaliście się na tyle dobrze, że on spodziewał się ciebie obok, więc nie był zdziwiony. Wpatrywałeś się w jego ciemne tęczówki, próbując cokolwiek z nich wyczytać, ale agghh! On był czasami taki skryty i tajemniczy!
- Kwiatuszku. - Uśmiechnąłeś się lekko, wiedząc że ten nie lubi, gdy tak się do niego zwracałeś. Oblał się lekkim rumieńcem, spuszczając głowę i kręcąc nią. - Proszę. Cztery tygodnie to zdecydowanie za długo jak dla mnie. - Nie odpuszczałeś. Młodszy odepchnął cię, a raczej chciał to zrobić, ale znalazł się już w twoim silnym uścisku, więc skończyło się na tym, że jego dłonie spoczęły na twojej klatce piersiowej.
- Nie mogę... Przepraszam. - Ułożył swoje dłonie w pięści, gniotąc ci bluzę. - Musisz to zrozumieć. I wytrzymać. Przepraszam cię tak bardzo, Jongin. - Objął cię szybko w pasie i wtulił się czule.
Miałeś wrażenie, że głos mu się łamie, i że nie przeprasza za wyjazd, tylko za coś gorszego, co zrobił.
- Już okej. Przecież się nie gniewam. Tylko się o ciebie boję i czuję się lepiej, gdy mam cię blisko. Najlepiej na odległość centymetra. - Głaskałeś go po plecach.
- Ale ja się nie boję. - Wymamrotał w twoją szyję.
Zauważyłeś, że on momentalnie zbladł. Chciałeś zapytać się, co się dzieje, ale wyswobodził się z twojego uścisku i skierował się do biurka. Mruknął, że od jakiegoś czasu bierze go przeziębienie, łykając tabletkę i popijając ją wodą z butelki.
Ach tak, odkąd go znałeś, zawsze brał jakieś tabletki. Był chorowitym dzieckiem, więc zażywał rożne witaminy, bo nie lubił chorować. Ponoć ciężko przechodził grypę, więc wolał tego uniknąć. I rzeczywiście, od trzech lat ani razu nie zachorował, ale teraz... No niestety.
Usiadł na łóżku, klepiąc miejsce obok siebie, byś też usiadł. Uśmiechnął się, szeroko, chcąc przekazać tym, że z nim też jest w porządku.
- Zobacz jak ładnie te storczyki od ciebie rosną. - Kiwnął głową na parapet. Miały fioletowe płatki. Dałeś mu je kiedyś bez okazji. Po prostu je zobaczyłeś, spodobały ci się i musiałeś mu je kupić.
- Muszę ci cos wyznać, Jongin. - Załapał cię za rękę, splatając razem wasze palce. To naprawdę zaskakujące, gdy on tak nagle zmieniał swój nastrój. Teraz wpatrywał ci się ze stoickim spokojem. Nabrał powietrza do płuc, po czym je wypuścił. Długo jeszcze milczał, jakby rozważał, co ma powiedzieć. - Tak naprawdę... - a tobie już serce ci łomocze jak oszalałe - Po prostu... Nienawidzę mojej wykładowczyni od roślin ozdobnych. To stara menda, która udaje miłą, ale każdego obgaduje za plecami!
- Matko... Sehun! - Zganiłeś go, jednocześnie się śmiejąc. On lubił z ciebie żartować. By mu się odwdzięczyć, pchnąłeś go na łóżko na plecy i usiadłeś mu na nogach, zaczynając go łaskotać. Błagał cię i jęczał, żebyś już przestał, ale świetnie się bawiłeś, więc dlaczego masz tego nie robić?
- Już! Jongin, hahaha! Głupiiiii! - Zalewał się łzami, jednocześnie się śmiejąc do rozpuchu.
Chwyciłeś jego nadgarstki i założyłeś mu je za głowę, nachylając się i cmokając go w usta. Niemo poprosił o jeszcze, więc spełniłeś prośbę, ale tym razem to był czuły i delikatny pocałunek. Uwielbiałeś czuć jego ciepłe wargi, mieć go blisko. On tak nieziemsko całował. Zassałeś się na dolnej wardze, potem na górnej, zaczynając zabawę. Często walczyliście o dominację, ale i tak zawsze ty wygrywałeś, nie dlatego, że byłeś uparty, po prostu Sehun łatwo tobie ulegał. Młodszy westchnął cicho, gdy twoje ręce znalazły się pod jego koszulką, błądziły po delikatnej i wrażliwej skórze.  Napawałeś się tym dotykiem, wiedząc jaką twój Kwiatuszek odczuwa przyjemność. Cmoknąłeś jego mostek przez materiał koszulki, po czym zacząłeś ją powoli podwijać, wracając do ust. Mruknąłeś z zadowolenia, gdy on zawiesił ci ręce na szyi, przyciskając do siebie mocniej.
- Proszę – wyszeptałeś, schodząc językiem na linię szczęki. Palce powędrowały do tych zajebistych kości biodrowych, ściskając je lekko. – Sehunnie… Nie będzie cię tak długo.
- Jongin-ah… - Odwrócił głowę na bok, zaciskając dłonie w pięści na twojej bluzie, ale zaraz zjechał nimi na kark. –  Nie teraz… Nie mogę, proszę cię. – Błagał byś nie posuwał się za daleko.
Problem był taki, że Sehun nie chciał się kochać. Nie żeby tobie to aż tak przeszkadzało, ale nawet po trzech latach nie mogłeś zdobyć jego zaufania pod tym względem. Nigdy nie powiedział, że on nie chce.
- Gdy wrócę, dobrze? Poczekasz jeszcze tyle? – Usłyszałeś. Niechętnie podniosłeś się do siadu. Zawsze to samo. Odmawiał, szukał wymówki, lecz tym razem brzmiało to dość sensownie.
- Obiecujesz? – Zapytałeś, na co on przytaknął.
Gdy wróci… Wytrzymasz, prawda Kim Jongin? Jesteś dzielnym mężczyzną.

Dni mijały. Dzień za dniem. Dostawałeś sms rano i wieczorem, więc byłeś spokojny o swój skarb. Pisał, że ma się dobrze, że dziadkowie się cieszą z ich odwiedzin. Że bardzo mocno tęskni i kocha. Więcej ci nie było trzeba. Tylko świadomość, że on też nie może doczekać się powrotu. W ostatnim tygodniu kontakt jakby się urwał. Młodszy po prostu przestał pisać i nie odbierał telefonu, ani nie odpisywał na wiadomości. Zaczynałeś się obawiać.
Głupie myśli błądziły ci po głowie. O tym, że może kogoś ma, poznał i się zakochał, a ciebie postanowił zostawić. Już chciałeś rzucać wszystko i do niego jechać, ale nie znałeś adresu, ani nie wiedziałeś o jaki punkt się zaczepić. Oh Sehun jakby po prostu się rozpłynął. A ty nie mogłeś zapomnieć. Ból serca był okropny. Tęskniłeś cholernie…
Pewnego wieczoru, przeddzień przyjazdu Sehuna, ktoś zapukał do twoich drzwi. Nieoczekiwanym gościem okazała się siostra twojego chłopaka. Powiedziała, że ma list od niego, chciałeś zapytać, dlaczego ona już wróciła, a Sehun nie, ale dziewczyna nalegała byś przeczytał wiadomość. Wpuściłeś ją do mieszkania, nie będziesz jej tak trzymać w progu, po czym otworzyłeś kopertę i zacząłeś czytać.

Jongin,
Pewnie, gdy to czytasz, mnie już tu nie ma. Przepraszam Cię.
Masz prawo być zły, za to co zrobiłem (albo tego co nie zrobiłem…).
Wiem jak nie lubisz pożegnań, więc wymyśliłem tę historię z wyjazdem, by znaleźć się jak najdalej od Ciebie. Wiem też, że lepiej było by nie czuć nic albo cofnąć czas do momentu, gdy się poznaliśmy. Dlaczego nasze światy się zderzyły?
Jestem oszustem. Przez trzy lata ukrywałem przed tobą wielką tajemnicę. Pozwól, że wyznam to teraz. W tym liście. Chorowałem. Od bardzo dawna. Nosiłem w sobie wirus HIV, nigdy nie zamierzałem ci tego powiedzieć prosto w oczy. Bo po co komu ktoś, kto i tak jest skazany na śmierć? Nie chciałem, żebyś odszedł. To jedyne czego się bałem. Samotności. Ja tyle Ci zawdzięczam.
Zdaję sobie sprawę, jak bardzo tym cię zraniłem. To nie tak, że piszę to bez uczuć… Nie dawałem ci nigdy powodów do złości i zazdrości. Głupio wierzyłem w to, że jakimś cudem wyzdrowieję, ale stało się wręcz przeciwnie. Mój stan się pogarszał. Z dnia na dzień było coraz gorzej i ja nie mogłem nic z tym zrobić. Leki nie pomagały, mój organizm odmawiał posłuszeństwa. Lekarz dawał mi miesiąc. Rodzice się załamali. Wszyscy liczyliśmy, że to nie będzie tak samo jak w przypadku nowotworu. To moja kara.
To dlatego nie godziłem się na zrobienie tego z tobą. Chciałem, ale nie mogłem narażać ciebie na takie ryzyko.
To ja zawiniłem. Nie dbałem o siebie jak należy. Odporność mi siadała. Postanowiłem odejść bez słowa. Nie wiesz jak cholernie trudno było mi patrzeć na Ciebie i się nie rozpłakać. Myśl, że więcej Cię nie zobaczę, nie będę mógł się przytulić, milczeć z Tobą, pić wspólnie herbatę na parapecie w moim pokoju... To boli…
Nie chciałem, żebyś widział mnie na łożu śmierci. Wierz mi, wyglądam okropnie. Wtedy byłoby mi trudniej odejść i Cię zostawić. Planując to wszystko, myślałem, że chociaż Tobie będzie lżej. Zapamiętasz mnie takiego jak zawsze. Niech mój radosny uśmiech zapadnie Ci w pamięci na wieki.
Moją ostatnią wolą jest to, byś znalazł sobie kogoś, kto również zasługuje na Twoją bezinteresowną miłość. Proszę, zrób to dla mnie. Bądź szczęśliwy z kimś innym.

Kocham Cię,
Twój jedyny Sehun, wielbiciel kwiatów.

Czasami są takie chwile, gdy czujesz jakby świat ci się walił. Teraz już wiesz, że to było nic, w porównaniu do tego, co czujesz teraz po przeczytaniu listu. Po siostrze Sehuna nie  ma już śladu. Nawet nie zauważyłeś, że osunąłeś się po ścianie i zacząłeś płakać jak bóbr. Nie zważałeś na to, że ktoś może usłyszeć to, bo miałeś otwarte drzwi do mieszkania.
Było ci wszystko jedno. Sam chciałeś umrzeć. Smutek przesłonił twoje słońce czarnymi chmurami. Już nic nie będzie takie same jak wcześniej. Koniec ze wspólnymi rankami. Koniec nocnych randek i ciągania ciebie w straszne miejsca. Mimo że nienawidziłeś tego, teraz doceniłeś wartość spędzania z nim czasu w ten sposób.
Najgorszy wieczór, jaki musiałeś spędzić samotnie.

Orchidee, które kiedyś dałeś Sehunowi w prezencie, wziąłeś do siebie, mając do nich sentyment. Chciałeś mieć jakąś pamiątkę, ale mimo starań, kwiaty zwiędły. Płatki z początku zbladły, a w ostateczności zrobiły się czarne. To pewnie z żalu. Teraz odzwierciedlały twoją duszę. 

4 komentarze:

  1. nie
    nie
    NIE
    Ja się nie zgadzam ;_____; jak... Sehuun... Jak mogłeś tak oszukać i odejsć... Bez pożegnania i... Aish, Jongin, płaczę razem z tobą ;___; Dlaczego mu nie powiedział ;n; i jak Jongin teraz będzie mógł żyć, skoro już nie ma swojej miłości? ;__; jak jak jak ja muszę mieć dalej ;n;

    płakam ;n; a tak cudownie się zaczynało i było aww a tu ;n;
    niedobra Herbata :<

    ~i tak cię kocham~

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Sekai. Żałuję,że dopiero teraz znalazłam twojego bloga...
    Historia cudowna, rozumiem Sehuna. Chciał aby Jongin zapamiętał go jak najlepiej. Świetna końcówka, wszystko idealnie do siebie pasowało.
    Pozdrawiam i życzę weny!*-*

    OdpowiedzUsuń